piątek, 20 czerwca 2014

Moja historia...

Nie lubię opowiadać o sobie, jednak myślę, że w tym wypadku jest to konieczne. Jak już powiedziałam nie chcę się usprawiedliwiać, wzbudzać współczucia, nie szukam rozgrzeszenia, chcę po prostu żebyście mnie lepiej poznali.
Mam na imię Sara, ale to już chyba wiecie. Moja rodzina nigdy nie była bogata, mieszkaliśmy w bloku, w trzypokojowym mieszkaniu na jednym z poznańskich pudełkowych osiedli. Żyliśmy skromnie, ale nigdy nam na nic nie brakowało, szczególnie jeśli chodziło o naukę. Marzeniem moim i moich rodziców było to, żebym została prawniczką, dlatego właśnie poszłam na prawo. Cała historia ze sponsoringiem zaczęła się kiedy byłam na pierwszym roku (czyli około cztery lata temu). Dostałam się na UW, chciałam studiowali mieszkać w W-wie bo wydawało mi się, że tu są większe perspektywy. Moi rodzice, choć nie było im łatwo, opłacali mieszkanie, przesyłali pieniądze na jedzenie. Ja oczywiście byłam im wdzięczna, ale kiedy widziałam tych wszystkich ludzi na wydziale, dziewczyny których torebki kosztowały tyle co mój trzymiesięczny czynsz, ludzi którzy imprezowali w najlepszych klubach, wakacje spędzali w pięciogwiazdkowych hotelach, byłam najzwyczajniej w świecie zazdrosna. Czułam się jak powietrze, ludzie wiedzieli, że istnieje, ale mnie nie zauważali... Stwierdziłam wtedy, że nie warto się skupiać na tych ludziach, tylko na nauce i tak mijały mi kolejne miesiące, na wykładach starałam się nie zwracać na siebie uwagi. Jednak w połowie drugiego semestru moja mama zachorowała i została zwolniona z pracy, co oznaczało że zostaliśmy pozbawieni połowy z tych pieniędzy, których i tak już było niewiele. Chcąc odciążyć rodziców zatrudniłam się w supermarkecie, jednak żeby zarobić na mieszkanie pracowałam po dziesięć godzin na nocnej zmianie, rano szłam na wykłady, zdarzało się, że spałam dziesięć godzin w ciągu całego tygodnia... W końcu mój organizm nie wytrzymał i wylądowałam w szpitalu, rodzicom nie powiedziałam, bo nie chciałam ich martwić. Kiedy po tygodniu wróciłam na uczelnię, na korytarzu zagadała do mnie dziewczyna z grupy, po której w życiu się nie spodziewałam, że wie o moim istnieniu. Weronika była jedną z tych wylaszczonych panienek, o których myślałam, że nie zakładają dwa razy tej samej rzeczy. Stwierdziła, że długo mnie nie było i że gdybym potrzebowała jakichś notatek to mogę na nią liczyć. Podziękowałam jej i powiedziałam, że ma bardzo ładne buty. Usmiechnęła się i zaprosiła mnie żebym z nią usiadła. Od tej chwili zmieniło się całe moje życie....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz